„Obcy: Przymierze” to doskonały technicznie film akcji science fiction, ze świetnymi efektami specjalnymi i pejzażami. Niestety historia jest okropna z najbardziej nieprzygotowaną (lub głupią) załogą, jaką kiedykolwiek widziano. Jak praktycznie cała załoga, łącznie z kapitanem i zastępcą dowódcy, mogła wylądować na nieznanej planecie bez lepszej analizy gleby i atmosfery? Mają wyszkolonego androida, który powinien iść sam i zgłosić, czy miejsce jest niebezpieczne, czy nie. Jedna z grup ma chorego członka załogi, a jego partner przywozi go krwawiącego do jedynego środka transportu, którym muszą wrócić na statek kosmiczny. Pilot ryzykuje życie, które przewozi, i misję kolonizacyjną, próbując uratować kilku ocalałych. Ponadto przedstawienia są bezduszne i nie wciągające, a widz nie dba o postacie. Mój głos to pięć. Tytuł (Brazylia): „Obcy: Przymierze”
mgr Albert Szulc
Myślałem, że Prometeusz był wspaniałym wizualnie, ale bardzo wadliwym filmem z niezrozumiałą fabułą i postaciami, które nieustannie podejmowały głupie decyzje. W sequelu Alien Covenant, którego akcja rozgrywa się 10 lat po Prometeuszu, głupota bohaterów wzrosła dziesięciokrotnie. Statek kolonizacyjny Covenant zmienia swoją misję po otrzymaniu czegoś, co wydaje się być wezwaniem pomocy z planety podobnej do Ziemi. Załoga ląduje bez odzieży ochronnej, bez przestrzegania protokołów bezpieczeństwa i kwarantanny. Do diabła, nie mają nawet butów antypoślizgowych. Jedna postać zapomina nawet o uldze sobie na statku i postanawia to zrobić na obcej planecie. W rzeczywistości ta planeta skrywa niebezpieczeństwa i androida Davida z Prometeusza, który brał udział w eksperymentach genetycznych z ludzkim DNA i ksenomorfem. Aż trudno uwierzyć, że reżyser Ridley Scott nakręcił oryginalnego Aliena już w 1979 roku. Świat z zapartym tchem czekał na jego prequele, by się rozczarować. Alien:Covenant powinno być zasadniczo postrzegane jako komedia, wtedy ma to więcej sensu.
Dorota Jakubowska
Obserwuj nas
Życzymy miłego seansu :)
Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco