Podczas potajemnej podróży służbowej Mark dowiaduje się, że jego żona Anna jest niespokojna w tym, co uważał za szczęśliwe małżeństwo. Po powrocie do domu dowiaduje się od niej, że chce rozwodu. Oboje przechodzą przez serię różnych emocji związanych z ich sytuacją, Marka, który ma obsesję na punkcie uczenia się, dlaczego Anna, którą wciąż kocha, chce rozwodu, i Anna, która generalnie coraz bardziej histrionizuje w ucieczce od Marka. W środku znajduje się ich synek Bob, którego Mark używa jako wskaźnika do stanu psychicznego Anny. Anna twierdzi, że jej chęć rozwodu nie jest spowodowana innym mężczyzną, ale Mark dowiaduje się, że Anna ma kochanka o imieniu Heinrich. W międzyczasie Mark spotyka również nauczycielkę Boba Helen, która wygląda dokładnie jak Anna, ale jest jej skrajnym przeciwieństwem temperamentu. Nawiązanie relacji z Helen zmniejsza jego obsesję na punkcie Anny. Jednak gdy wspólne spotkania Marka i Anny osiągają bardziej emocjonalny i brutalny poziom, Mark, z pomocą prywatnej firmy detektywistycznej, dowiaduje się, że życie miłosne Anny to nie wszystko, czym się wydaje. Prawdziwa obsesja Anny ma nieco makabryczny proces i nic nie powstrzyma jej przed osiągnięciem ostatecznego celu.

Ten film nie robi nic w połowie, nie poddaje się udawanej pokorze skromnego/minimalistycznego filmu, który mówi: „Jestem ważny, ale nie zamierzam ci tego pokazywać”. Generalnie kocham przesadne/barokowe filmy tak samo, jak lubię przesadnych aktorów (Kinski, Bette Davies, Nic Cage), ale Opętanie wykracza poza gotyk, afiszuje się w brutalnej anarchii, nawet jeśli wie, że nie jest ważne. To film w ciągłym stanie gwałtownych zmian, chaotyczny wir emocji, który grozi rozerwaniem w szwach siłą własnej negatywności, nadmiaru emocji i obfitości ekspresji. Nie wiem, co Żulawski próbuje przez film powiedzieć o swoim rozwodzie z żoną i krajem i systemem politycznym, jak Główka do wycierania to coś tak osobistego, że przebija się przez dno duszy, aby wyjść na drugi koniec i mówić za rzeczy, które dotykają nas wszystkich. Sam Neill i Isabelle Adjani widzą, jak ich małżeństwo się rozpada, a film to nie tylko śmierć i pogrzeb, ale także stypa przed i żałoba po. Nie podoba mi się, jak Zulawski wykorzystuje Isabelle Adjani do grania różnych postaci, bardzo obliczonych na to, by być różnymi stronami tej samej osoby, ale z drugiej strony nie lubię filmów, które to robią, to bardzo łatwy sposób na szybką symbolikę (Ashes Czasu, inny film, który ostatnio widziałem, również to robi). I nie podoba mi się, kim okazuje się potwór, z tego samego powodu, a także dlatego, że potwór, zakrwawiony i zdeformowany, jest lepszą przypowieścią o całej żółci, nienawiści i uciskanym, wściekłym gniewie, odczuwanym przez postać, która go pielęgnuje. życie. Symbolika jest prawie zbyt jasna. Ale resztę filmu oglądasz w ogłupiałym milczeniu. Opętanie jest jak kobieta w histerycznym uścisku biegająca po mieszkaniu, rzucająca i łamiąca różne rzeczy i cięcie się nożem do mięsa, z rękami wymachującymi jak szkielet bestii z mackami, gotowej wyrwać się z ludzkiego ciała. To, co tu robi Zulawski, doskonale ilustruje jedna scena: para ma jeden ze swoich okropnych kłótni w mieszkaniu, kobieta wybiega, kij muzyczny gra, a potem się zatrzymuje i mamy wrażenie, że scena się rozegrała, spodziewamy się cięcia. Ale wtedy Żuławski ma tor kamery za mężczyzną, gdy goni kobietę po schodach ich mieszkania i na ulicę, szarpiąc się i wrzeszcząc na środku pustego skrzyżowania, a potem przejeżdża ciężarówka z poobijanymi samochodami , spadające z niej samochody. Jak zawodzenie banshee, opętanie jest szalone i przerażające. To film, który nie dzieje się w tym samym miejscu, co inne filmy. Czasami jest mi trudno na przykład odróżnić wygląd jednego noir od drugiego, jeden film kryminalny Nowego Jorku od drugiego. Jak Don't Look Now ze swoimi weneckimi labiryntami, ma to poczucie miejsca i wrogą obecność w tym miejscu. Zdarza się to w tej części miasta, gdzie inne filmy nie wiedzą, jak jechać, ulice są inne, budynki i mieszkania wyglądają dziwnie inaczej, a gdy mieszkanie się zapala, na rogu ulicy stoi dziwna stara kobieta krzyczeć o Bogu („oczyścić światło, zabrudzić je z powrotem”) i maniakalnie rechotać, jakby koniec świata był bliski. Zarówno Sam Neil, jak i Isabelle Adjani dają występy życia. Neil wykonuje jednak ruchy, z wyjątkiem sceny „oszalał w pokoju hotelowym” na początku, jego szaleństwo jest zewnętrzne, pantomimiczne. Isabelle Adjani żyje tym, czuje i oddycha. Daje chyba najwybitniejszy kobiecy występ, jaki kiedykolwiek widziałem. Jej scena na stacji metra, cała spazmatyczna intensywność i bezsłowne krzyki, wpłynęła na mnie fizycznie jak żadna inna, jednocześnie potworna i niezmiernie smutna. Ten film to załamanie nerwowe i agnostyczny lament przeciwko nieobecnemu obojętnemu Bogu uchwyconemu na celuloidzie. Slogan do amerykańskiego wydania brzmi: „Zrobiła potwora swoim sekretnym kochankiem”, ale to nie jest ten rodzaj filmu. To jak kilka filmów, jakie kiedykolwiek nakręcono, przed lub po, i jest robione z okrucieństwem kogoś, kto oszalał w czterech ścianach, teraz być może szarpiąc ściany krwią i żółcią i wpatrując się w swoje projekty, jakby mógł tam być wzór i porządek .

Dawid Baran

Z pewnością inne filmy Żuławskiego, takie jak „La femme publique” i „L'important c'est d'aimer”, mają też mroczne, niepokojące momenty, ale „Opętanie” musi być z nich wszystkich najbardziej przerażające. Wszystko zaczyna się zupełnie normalnie, jak coś, co może się zdarzyć każdego dnia, gdziekolwiek w Twojej okolicy: Anna (Adjani) opuszcza Marka (Sam Neill), wyznaje, że znalazła nowego kochanka już rok temu, a potem rozpad ich małżeństwa naturalnie wpływa również na ich małego syna. „Jestem twórcą własnego zła”, powiedziała kiedyś Anna, a zło, które tworzy, jest wizualizowane dosłownie jako oślizgły demon, podczas gdy Mark „tworzy” nauczyciela szkolnego wyglądającego dokładnie tak samo jak Anna (w tej roli Adjani). kobiety tak czyste i niewinne, że kładą się razem do łóżka bez seksu, no i oczywiście wyidealizowana kobieta od razu opiekuje się synem... i zmywaniem naczyń ;-). Męka i histeria zniszczonej miłości doskonale rozgrywają się w Berlinie przed zjednoczeniem, z murem pojawiającym się niezliczoną ilość razy w kadrze: oczywistym symbolem, który dzieli to, co kiedyś należało do siebie, tak jak bohaterowie filmu. „Opętany” Adjani daje niezapomniane przedstawienie, ale jeśli masz zamiar go obejrzeć, bądź przygotowany na więcej krwi i wnętrzności niż w „Egzorcyście”.

Olga Laskowska

Aktorstwo, kolor, ruch kamery i historia wrzucone w nadpobudliwość Co otrzymujesz? Cóż, wywołujący ból głowy, fascynujący Opętanie. Piękny, erotyczny i niezwykle niepokojący film Andrjeza Żuławskiego (podziwianego przez samego włoskiego Mistrza Makabry, Dario Argento) to ekstremalny atak na zmysły. Mark (zagrany znakomicie i celowo przesadnie przez Sama Neila) wraca do domu z tajnej pracy rządowej do swojej żony w Berlinie, pokazując wiele ujęć muru berlińskiego przedstawiających rozpad małżeństwa. Jednak żona Marka, Anna (niezapomniany, hipnotyzujący występ uroczej Isabelle Adjani) zachowuje się niewybaczalnie dziwnie. Mark dowiaduje się, że ma romans z Heinrickiem (kolejny szalony występ Heinza Benneta) i konfrontuje się z nim tylko po to, by odkryć, że kochanek nie widział Anny od jakiegoś czasu. To część przejażdżki kolejką górską przed wózkiem spada w jakiś prawdziwy, prowokujący do myślenia, niepokojący i przerażający surrealizm. Posiadanie to zdecydowanie film, który wymaga wielu kolejnych obejrzeń. Świetne występy, które często wychodzą poza ramy czasowe, sennie płynna praca kamery i migrena wywołująca metaforyczny horror, to prawdziwa bestia wyobraźni. Uwielbiam to lub nienawidzę, to prawdziwe oryginalne arcydzieło, które zdecydowanie nie dla wszystkich gustów. Gdyby filmy były umieszczone w pudełkach i podzielone smakami, jak chipsy, POSIEDZENIE siedziałoby w pudełku zupełnie samo, czekając tylko na tych, którzy mogą je wziąć. Wejdź w to z otwartym umysłem, jakbyś nigdy wcześniej nie wchodził z takim filmem. Może to poważnie zranić cię psychicznie, jeśli spróbujesz to wszystko rozgryźć podczas pierwszego oglądania, więc uważaj; jeśli naprawdę jest coś do wypracowania. Niesławne teraz poronienie na scenie metra jest mylące, bolesne i obrzydliwe do oglądania i niczego takiego nie można znaleźć nigdzie indziej. To piekielny film, jeśli jesteś na to przygotowany! „To dla mnie przewyższa wszystko, co rzuca Egzorcysta za czysty wpływ na system nerwowy”. David Thompson - Wzrok i dźwięk

dr Kacper Szulc

Wyobraź sobie „Sceny z małżeństwa” Bergmana nakręcone przez Dario Argento przy użyciu steadicamu „Lśnienie” Kubricka. Nie mogę udawać, że naprawdę ZROZUMIAŁEM ten intelektualnie rygorystyczny horror, ale wiem, że jest to prawdopodobnie najpiękniejszy film lat 80., tej najbrzydszej z kinowych dekad. Głównym źródłem tego piękna jest praca kamery Żuławskiego, niepokojąca, przestrzenna, stale mobilna, osiągająca takie misterne ujęcia, jakich zwykle oczekuje się na niewygodnym, drogim sprzęcie, ze zwinnością ręcznego aparatu. Sceny statyczne w powtarzalnych środowiskach poddawane są niezwykle złożonym ruchom, gdy kamera okrąża, śledzi, odsłania, blokuje, otwiera przestrzeń, tworząc narrację, która nigdy nie stoi w miejscu, oferując nam różne, zazwyczaj zaskakujące punkty widzenia w ramach jednej sceny. Najbardziej godna uwagi jest zmiana skali – akcja filmu rozgrywa się w Berlinie z czasów zimnej wojny, słynnym zwartym mieście; Akcja toczy się głównie w nieludzko nowoczesnych mieszkaniach lub na ulicach, a jednak poczucie wielkości, skali, przestrzeni jest równie monumentalne jak fordyjski western. Jest to odpowiednie dla postaci, które są jednocześnie ograniczone i wyobcowane przez swoje środowisko. Nawet sceny z ekstrawaganckim odpychaniem, potworem wspinającym się po Isabelli Adjani, garderobą Marka Heinricha, mają klarowność kompozycji, która po prostu zapiera dech w piersiach. W przeciwieństwie do większości horrorów, które rozpoczynają się obrazami normalności, w stosunku do których mierzy się przekroczenie terroru, „Opętanie” rzuca nas w swoją nieubłaganą nieprzyjemność w medias res. Żuławski otwiera się na pełnych obrotach i nigdy się nie poddaje. Mark w swoim samochodzie spogląda na miasto, którego nie widział od jakiegoś czasu, jakby to była obca kraina, pełna niepokojących obrazów, w tym żelaznego krzyża. Anna pędzi go na spotkanie. Zakładamy, że są mężem i żoną, ponownie się spotykają, ale ich rozmowa jest pełna irytacji. Mark najwyraźniej wrócił do domu za wcześnie. Mają syna; po stosunku płciowym ich rozmowa po stosunku jest pełna antonińskich nieporozumień, niepewności, wyobcowania, okrucieństwa. Sceny te tworzą nastrój całego filmu. „Possession” jest kręcony w języku angielskim z francuskim kierownictwem polskiego reżysera. Dialog ma sztywną jakość, jak tłumaczenie z jakiegoś zagubionego oryginału; to poczucie nie do końca słuszności rozciąga się na grę aktorską i same sceny, które wydają się zbyt zmanierowane, zbyt gwałtowne, zbyt stylizowane, by wydawały się naturalne. To poczucie, że dramat znajduje się na wyciągnięcie ręki od jakiejś oryginalnej „rzeczywistości”, doskonale nadaje się do filmu o wyobcowaniu – ludziach wyalienowanych od siebie, od siebie nawzajem, od swojego małżeństwa, domu, a nawet tożsamości. Horror, z którego składa się film, ma oczywiście swoje korzenie w kobiecej histerii (jedna scena w metrze, zapamiętana przez Annę, to jej poronienie, gdy wylewa krew i mleko, wylewa się z niej esencja jej kobiecości; scena w toalecie pomiędzy Heinricha i Marka doświadcza ginekologicznego terroru podobnego do „Suspirii” Argento) i męskiego bestialstwa, którego nie da się ukryć zamożną nowoczesnością, ale to, na najbardziej podstawowym poziomie, jest wstrząsającym portretem nieudanego małżeństwa, przerażająco szczerym dla każdego, kto choć radował się w tej instytucji. Cały czas ciągle przypominają nam się współczesna rzeczywistość polityczna - działalność szpiegowska (a może zabójca?) Marka; okablowany mur berliński z bezimiennymi strażnikami (podzielone miasto, podzielone małżeństwo, dosłownie podzieleni ludzie, dziwka i madonna). Film dużo mówi o wierze, przypadku, Bogu, dobru i złu, ale jego prawdziwa moc jest rozpoznawalna bardziej przyziemna, a jednocześnie bardziej niewytłumaczalnie bolesna. Nie można pominąć komicznego sensu, który przemyka przez film, przerysowania scen przez ich przedłużanie (scena w restauracji) i przypominającej Franju muzykę walca śmierci.

Tymon Mazurek

Podobne filmy