Naprawdę podobał mi się/pokochał „X Men: Pierwsza klasa” i „Kick Ass” i będąc kimś, kto lubi wielu aktorów, „Kingsman: The Secret Service” wydawał się naprawdę intrygujący. Była nieustraszona obawa, czy dobrze zrównoważy przemoc i humor, czy przemoc będzie odczuwana za dużo, czy też humor pozostawi niesmak w ustach. Wreszcie oglądając go, „Kingsman: The Secret Service” był zaskakująco genialny. To wysyła gatunek szpiegowski (głównie Jamesa Bonda), bardzo podobnie jak „Kick Ass zrobił z komiksami”, i robi to znakomicie. „Kingsman: The Secret Service” jest stylowo i odważnie wykonany, ze zgrabnymi efektami wizualnymi, bardzo pomysłową pracą kamery i montażem scen akcji, które nadają filmowi niemal operowego rozmachu (jak scena walki w kościele), bardzo fajne gadżety , bogato barwne oświetlenie i odważna scenografia. Ścieżka dźwiękowa jest bardzo fajna i chwytliwa, ale stara się nie narzucać, jest też daleka od jednej nuty i bardzo dobrze pasuje do wszystkiego, co się dzieje. Vaughn świetnie się tu reżyseruje. Nie tylko osiągnięcie odpowiedniej równowagi między humorem i przemocą (wprowadzenie bardzo potrzebnej zabawy do gatunku, który z biegiem lat stał się coraz bardziej poważny) i utrzymanie wciągającej fabuły i interesujących postaci, ale w szczególności wyróżniał się sposób, w jaki właściwie pozwala widzom właściwie uchwyć to, co dzieje się w akcji, bez skakania po okolicy, niespójnie lub statycznie, oraz ogromu pracy, jaką wkłada nawet w drobiazgi, takie jak napisy początkowe. Scenariusz filmu jest rozkosznie lekceważący, czasem sprośny, bezlitośnie wulgarny i bardzo dowcipny, z mnóstwem śmiechu, od zabawnych po zabawne momenty. Choć akcja jest ponura i niezachwiana (część nie jest przeznaczona dla najsłabszych serc), ale gryząca i zaskakująco dynamiczna, scena walki w kościele szczególnie wyróżnia się. Historia jest bardzo sprytna i wciągająca, z niesamowicie energicznym tempem, bez zbytniego pośpiechu i pośpiechu. Film dobrze radzi sobie z zwrotem akcji, łatwo mógł być nie na miejscu, banał lub zbyt głupi, ale w rzeczywistości jest to świetna zabawa z wstrzykniętym odrobiną człowieczeństwa. „Kingsman: The Secret Service” zawiera kilka bardzo pamiętnych postaci, w tym kobietę poplecznika z nogami, które mogą zabić. Jest też bardzo dobrze zagrany, trzech wyróżniających się postaci to Colin Firth, obsadzony przeciwko typowi, ale wykonujący fenomenalną robotę (również świetnie radzący sobie w akcji), Taron Egerton jako niezwykle sympatyczny główny bohater i Samuel L. Jackson (chociaż jego występ ma wydaje się, że podzielili się recenzenci i co zrozumiałe), który najwyraźniej spędza czas w swoim życiu jako sepleniący megalomański złoczyńca Valentine. To nie jest kwestia kwestionowania Michaela Caine'a, który jest bardziej niż niezawodny jako postać nieco niejednoznaczna, i Marka Stronga, który ma talent do robienia interesujących nawet słabych materiałów, czy Sophie Cookson, bardzo atrakcyjną, choć w nieco gwarantowanej roli, oraz Sofii. Boutella, z którą nikt nie chce zadzierać. Jeśli jest coś, co zawodzi „Kingsman: The Secret Service”, to jest to zakończenie z seksem analnym. To była jedna część filmu, która okazała się dla mnie naprawdę niepotrzebna i bez smaku, a także wydawała się bardzo nie na miejscu w porównaniu z resztą materiału i jest wprowadzana losowo. Niesławna linia Princess jest również dość ofensywnie przewrotna. Podsumowując, zaskakująco genialna wysyłka, która prawie wszystko robi dobrze. 9/10 Bethany Cox
Anastazja Kucharska
Kingsman to tajna organizacja szpiegowska niepowiązana z żadnym rządem działającym w ukryciu, bez nagród i bez sławy. Szefem organizacji jest Arthur (Michael Caine). Harry Hart (Colin Firth) to Galahad. Rekrutuje Eggsy'ego (Taron Egerton), którego ojciec kiedyś uratował mu życie. Supermiliarder złoczyńca Valentine (Samuel L. Jackson) ma okrutną poplecznicę Gazelle i niszczycielski plan. Jest zabawny, niezwykle brutalny i fachowo wykonany. Matthew Vaughn dostarcza ostry produkt. To jest fajniejsze niż większość filmów o Bondu. Akcja jest lepsza niż wiele filmów o superbohaterach. Scena kościelna to dzieło sztuki. Colin Firth naprawdę zapewnia potrzebną klasę. Lubię złoczyńcę Jacksona z wadą wymowy. To ekscytująca, fascynująca przygoda akcji od początku do końca.
Dominika Tomaszewska
Stylowy, brutalny i zabawny. „Kingsman” to niezwykle brytyjski film pełen przesadnej, ale przezabawnej komedii, brutalnej przemocy i dziwacznego obrazu Anglii. Od czasu debiutu Jamesa Bonda w 1962 r. wiele filmów próbowało zmienić gatunek, z takimi filmami jak „Johnny English”, „Get Smart”, „This Means War” i wieloma innymi, jednak żaden nie zbliżył się do idealnego mieszanka jak „Kingsman”. Matthew Vaughn stał się znany z podejmowania projektów komediowych, na przykład „Kick-Ass” (który wciąż jest silniejszy niż ten, ale tylko tylko), a po drodze zachował pozytywny brytyjski aspekt, który sprawia, że jesteśmy najwspanialsi tajny agent (James Bond) taką ikoną. W sumie „Kingsman” to genialny, dobrze zrealizowany film.
Lidia Czerwińska
Obserwuj nas
Życzymy miłego seansu :)
Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco