Po eksplozji na nabrzeżu, Verbal, naoczny świadek i uczestnik, opowiada historię wydarzeń prowadzących do pożaru. Historia zaczyna się, gdy pięciu mężczyzn zostaje schwytanych do składu i wypowie się o porwanie ciężarówki (zwykle podejrzani). Najmniej zadowolony jest Keaton: skorumpowany gliniarz - zdemaskowany, oskarżony, ale teraz desperacko starający się wyjść na prostą. Jednak gliniarze nie zostawią go w spokoju, a kiedy czekają, aż ich prawnicy wniosą kaucję, zostaje namówiony, by wykonał jeszcze jedną pracę z pozostałymi czterema. Wszystko idzie znośnie dobrze, dopóki nie poczuje się wpływu legendarnego, pozornie wszechmocnego „Keyser Söze”. Chociaż osadzony jest we współczesnych czasach, ma wiele tekstur z lat czterdziestych, plus suspens, intrygę (dość duża liczba osób) i wiele zwrotów akcji w fabule.

Pewnego dnia w księgarni przejrzałem książkę zatytułowaną: „filmy lat dziewięćdziesiątych” i nie znalazłem tego filmu! Jak książka specjalizująca się w kinie może ominąć taki kamień milowy ostatniej dekady? Każdy miłośnik kina, każdy krytyk filmowy musiał uważać lata dziewięćdziesiąte za owocną epokę amerykańskiego thrillera. Według gustu niektórzy powiedzą, że najlepszym thrillerem lat dziewięćdziesiątych jest „Milczenie owiec” (1991). Dla innych będzie to „Pulp Fiction” (1994), podczas gdy inni będą chwalić „Se7en” (1995). Dla mnie szczytem jest ten obecny film „Podejrzani” (1995) ze swoją oszałamiającą historią (delikatnie mówiąc). To rewelacyjny debiut Bryana Singera, który pozwolił umieścić go na mapie. Z niewielką pomocą wspólnika Christophera McQuarrie podpisał niezrównaną perełkę w krajobrazie amerykańskiego thrillera, a nawet całego kina. Przeciętny widz, który po raz pierwszy ogląda „Zwykłych podejrzanych” może pomyśleć, że cała ekipa wymyśliła mu meandrującą historię, której wiodącym wątkiem była zawiła historia Spaceya. Pod koniec projekcji może czuć się zakłopotany i prawdopodobnie zechce obejrzeć film po raz drugi. Nie pożałuje, a Singer i McQuarrie będą się z tego radować. Ich arcydzieło zyskuje dzięki kilku wielokrotnym obejrzeniom, aby docenić subtelności bogatego filmu o zawiłej konstrukcji, który przybierze pozornie ostateczną formę w ciągu ostatnich pięciu minut. Oglądanie „Zwykłych podejrzanych” jest jak układanie elementów intrygującej układanki, trochę jak każdy inny trzymający w napięciu film, ale w przypadku filmu Singera nigdy tak naprawdę nie uda się go całkowicie zakończyć. Tak wiele rzeczy dzieje się w mniej niż dwie godziny, że nigdy nie jesteśmy pewni tego, co oglądamy, a to jest wzmacniane przez zapierający dech w piersiach nieoczekiwany zwrot akcji na końcu, który sprawia, że ​​nasze założenia zawodzą. Singer i McQuarrie czerpią psotną radość z wciągania widza w swój mglisty scenariusz i podążania za nim zgodnie z deklaracjami Spaceya i oczywiste jest, że rodzą więcej pytań niż odpowiedzi. To od widza zależy, czy zadziała wyobraźnia i wniesie swoje przemyślenia na temat filmu. To właśnie inspiruje jego zgubny urok. Na podstawie opowieści Spaceya autorzy opracowali scenariusz najwyższej jakości, osadzony z mechaniczną precyzją. Reżyserski styl Singera ewoluuje na ostrzu brzytwy i przekazuje rosnące napięcie. Jest wypełniony pomysłowymi pomysłami wizualnymi i obsługiwany przez płynne ruchy kamery. Singer miał trzydzieści kilka lat, kiedy kręcił swój film, ale przedstawia on cechy wytrawnego autora. Jest też ciasny montaż i niepokojący wynik, który utwierdza film w miejscu zwycięzcy. Co bardziej niezwykłe, autorzy z zapałem zwiększają ciekawość widzów przez cały film, pomimo nieco celowego zamieszania, a zainteresowanie nie osłabnie do końca, który stanowi wierzchołek: nieoczekiwany zwrot, który sprawi, że widzowie zaniemówią, gdy tylko rozumiał to. W filmie Singera nie zawodzi, ponieważ jest niewiele, ale zauważalnych wskazówek wizualnych i werbalnych, które to uzasadniają. Ma jednak coś niepokojącego. Wierzymy, że jesteśmy na końcu labiryntu, ale w obrazie jest coś więcej niż na pierwszy rzut oka. Może ten „coup de theatre” przesłania jeszcze jedną prawdę. Być może nawet najsprytniejsi się domyślili, ale wynik jest taki sam dla każdego widza: Singer wkłada do kieszeni zbitego z tropu widza. Singer i Quarrie pokazują doskonałego mistrza w dziedzinie filmu noir: złowieszczy klimat, zakorzenione w umyśle nocne sceny i głęboką psychologię niektórych postaci, które nadają filmowi więcej treści. Biorąc pod uwagę ostatni punkt, najbardziej interesująca jest postać Gabriela Byrne'a: ​​byłego nieuczciwego gliniarza, który pozornie odkupił się w cateringu, ale został złapany przez swoją przeszłość i zmuszony do powrotu do pracy. Osobiście uważam, że Byrne wyróżnia się z najwyższej obsady, jaką może pochwalić się film. Ale nie zaniedbuj pozostałych członków. Kevin Spacey zdobył zasłużonego Oscara w 1996 roku, a reszta obsady nie pozostaje na ławce. Może Singer poświęca trochę uwagi trzem innym złoczyńcom z gangu, ale w pewnym sensie należy podkreślić fakt, że są to kiepscy gangsterzy uwikłani w piekielną spiralę i nie potrafiący dostrzec, co kryje się pod tym wszystkim. Pete Postlewhaite i Chazz Palminteri również sprawiają, że ich sceny się liczą. Porywająca fabuła, żmudna retrospekcja, ścisła i pierwszorzędna reżyseria, przemyślany zwrot akcji, znakomita obsada, „The Usual Suspects” zawiera prawie wszystko, za co reżyser sprzedałby swoją duszę. Wszystko składa się na to, że jest niezłomnym modelem w trzymającym w napięciu filmie i całym kinie. Po pierwszej wizji przygotuj się na gimnastykę umysłową i drugi pokaz...

Antoni Cieślak

„The Usual Suspects” otrzymał wiele komentarzy na temat swojego zabójczego zakończenia, które nie jest pierwszym w historii kina, ale okazało się niezwykle wpływowe (wstańcie panowie Fincher i Shyamalan…). Ale ten film jest czymś więcej niż niespodzianką na zakończenie! Jest to skrupulatnie napisane, bezbłędnie zagrane arcydzieło, które wytrzymuje wielokrotne oglądanie. Za każdym razem, gdy go oglądam, zauważam jakiś nowy szczegół lub czerpię więcej przyjemności z występu lub sceny. Ten film naprawdę umieścił Kevina Spaceya na mapie, ale wszyscy w obsadzie są wybitni, nawet Stephen Baldwin (!), który nigdy wcześniej nie pojawił się w tak dobrym filmie. Podobał mi się też występ Paula Bartela („Wyścig Śmierci 2000”, „Jedzenie Raoula”) i superfajnego Petera Greene'a („Laws Of Gravity”, „Pulp Fiction”), które były zbyt krótkie. Bardzo tęsknimy za Bartelem, a Greene pewnego dnia (zapamiętaj moje słowa!) stanie się gwiazdą, na jaką zasługuje. Reżyser Bryan Singer nie spełnił jeszcze obietnicy pokazanej tutaj w swoich kolejnych filmach, przeciętnym „Apt Pupil” i rozczarowującym „X-Men”. Pomimo całego uznania, jakie otrzymał on i (wprawdzie znakomita) obsada, prawdziwą gwiazdą „Podejrzanych” jest sensacyjny scenariusz Christophera McQuarrie, jeden z najlepszych współczesnych czasów i taki, który naprawdę zasłużył na Oscara. Naprawdę nie ma nic lepszego niż to!! Jeden z najlepszych filmów, jakie kiedykolwiek nakręcono, zawsze i wszędzie. Naprawdę niezapomniane przeżycie.

Ida Chmielewska

Zwiastun

Podobne filmy