Prawidłowy... Nigdy po prostu nie wyrzucę filmu do kosza, nawet próbowałem znaleźć coś dobrego w Carry on Emanuelle, ale to.... To bzdura, problem w tym, że znam ten okres historii, studiowałem go na maturze, nie mogę rozpoznać niczego, postaci, motywacji, moralności, polityki. To historia z XVI wieku, biorąc pod uwagę nachylenie XXI wieku, więc oczekuj zerowej dokładności. Przykro mi, ale tym razem rządziła religia, a nie płeć, szokująca jest choćby sugestia, że Mary lub Elizabeth miałyby taki stopień tolerancji lub tak liberalne spojrzenie na świat. Zaliczyłbym się do kogoś dość liberalnego, ale proszę, nie zadzieraj z historią, jest po to, żeby nas uczyć. Jest widoczny plan. To nie jest cała strata, David Tennant jak zawsze jest znakomity, początkowo trudno go nawet rozpoznać, taki jest jego występ. Nie przejmowałem się szczególnie żadną z pozostałych, Queenie w Czarnej Żmii była być może dokładniejszą reprezentacją Elżbiety, która miała żelazną wolę, nie wiedziałbyś tego, widząc to. Jest wizualnie dekadencki, wygląda niesamowicie, świetne kostiumy, rewelacyjne zestawy, nie jestem do końca pewna, czy wszyscy mężczyźni ubraliby się na czarno, nie sądzę, żeby to było trafne. Relacje są wymuszone, nie wyjaśniane ani rozwijane. Są fragmenty dokładności, ale są ulotne i zagubione w desperacji, by być politycznie poprawnym. Zrób sobie przysługę, obejrzyj Glendę Jackson i Vanessę Redgrave, zobaczysz lepszą adaptację, zabawnie, prawie o pięćdziesiąt lat starszą od tej. Możesz włożyć manekina w designerską sukienkę, to piękny efekt wizualny, ale pod spodem wciąż jest manekin, pusty, bez serca i duszy, tak właśnie myślę o tym filmie, to manekin. 3/10.
Antonina Zawadzka
Zdecydowanie nie przychodź do tego filmu dla historii: bierze on dwie z najciekawszych postaci politycznych XVI wieku i przekłada ich napięte relacje na terminy telenoweli. Nawet kostiumy są złe — poza okresami żałoby nikt nie ubierałby się tak bardzo na czarno na dworze królewskim. Mógłbym prawie wybaczyć, gdyby film działał jako sztuka, ale każda postać, z wyjątkiem Mary, jest tak dwuwymiarowa, że trudno się z nimi zaangażować. Mógłbym wybaczyć filmowi, gdyby był zabawny, ale jest to dość męczące, czując się znacznie dłużej niż jego dwugodzinny czas działania. Nadmiar scen seksu i ładne ujęcia szkockiej wsi nie zapewniają rozrywki. Muzyka jest dość standardowa, „epicka”. Zdjęcia są dobre, ale nic wyjątkowo oryginalnego i ciekawego. Pod koniec byłem raczej znudzony i gotowy do wyjścia z teatru.
Aniela Ostrowska
Obserwuj nas
Życzymy miłego seansu :)
Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco